Przejdź do treści

Pod koniec lat pięćdziesiątych Czesław Miłosz zdecydował się na stałe opuścić Polskę. Motywy, które nim kierowały do dzisiaj rozbudzają spory wśród krytyków literackich[1]. Dlaczego jednak w tym krótkim tekście przywołuję postać naszego noblisty, podczas gdy temat tej pracy wskazuje na obszary raczej związane z filozofią i socjologią, a nie z dziedziną dociekań literackich? Powodów jest co najmniej kilka, ale za główny, moim zdaniem, należy uznać fakt następujący. Otóż autor „Zniewolonego umysłu” wielokrotnie dystansował się do tradycji europejskiej: „(...) na wzmiankę o Europie mam niejasny odruch, coś niby wzruszenie ramionami”[2], jednocześnie ten sam człowiek jest na wskroś przesiąknięty tradycją i myślą starego kontynentu. Nie chcę w tym miejscu rozstrzygać na ile prawdziwym staje się wyznanie „poczucia daremności dążenia do własnego centrum”[3], gdy nieco wcześniej odnajdujemy stwierdzenie – „jestem nieuleczalnym Europejczykiem”[4]. To, co pozostaje, otwiera przed nami interesującą perspektywę porównania ze sobą dwóch światów ufundowanych na różnych systemach wartości, systemach, które wpływają w jakiś sposób na tożsamość osób tworzących daną społeczność. Kulturę Europy „ukształtowała wspólna przeszłość”[5], natomiast Ameryka jawi się jako „pole doświadczalne całego ludzkiego rodu”, które należało „uporządkować (...), nie tylko w sensie dosłownym, ale poprzez wyobraźnię czynną na jawie i we śnie”[6]. Kształtowanie się Stanów Zjednoczonych Ameryki stanowi zjawisko bardzo ciekawe, mnie w tym wszystkim urzeka jedno: stworzenie pewnych ram instytucjonalnych i prawnych, których przyjęcie było niezbędne do harmonijnego rozwoju całej społeczności (poszanowanie prawa i sprawiedliwości) przy zachowaniu jednocześnie tego wszystkiego, co nazwalibyśmy bogactwem tradycji wyniesionej z miejsc swego pochodzenia. Oczywiście, jest to pewien model i ideał zarysowany przez Thomasa Jefersona, akcentującego, republikanizm amerykańskiego ludu”[7]. Spróbujmy więc w tym miejscu odpowiedzieć na następujące pytania: co to jest kultura? Co oznacza tożsamość grupowa? Jakie są zależności między kulturą a kształtowaniem się pewnej trwałej wspólnoty? Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że udzielone odpowiedzi będą z samej swej natury niepełne czy wręcz kontrowersyjne, ale przecież esej na to pozwala. Czyniąc inaczej sprzeniewierzyłbym się gatunkowi.

Jest rzeczą powszechnie znaną, że o kulturze wszyscy mają coś do powiedzenia, gdyby się tym głosom przysłuchać, odniosłoby się wrażenie, że jesteśmy otoczeni osobami co najmniej dobrze wykształconymi i zakorzenionymi w tej przestrzeni, która czyni z nas ludzi. Po bliższym spojrzeniu okazuje się, że pojęcie to przestaje być tak oczywiste i klarowne. W zasadzie każda definicja pojęcia kultury implikuje cały łańcuch dalekosiężnych skutków tak na płaszczyźnie antropologicznej, jak i cywilizacyjnej czy socjologicznej. Według cytowanego nieco wcześniej Dubosa zdolności wrodzone, „w które wyposażony jest każdy normalny człowiek, są tak bogate i zróżnicowane, że gdyby zabrakło kulturowych hamulców i wzorów postępowania, jego zachowanie się byłoby wręcz nie do opanowania, a jego doświadczenia całkowicie bezkształtne. Gdyby nie kultura kształtująca najbardziej nawet fundamentalne i uniwersalne aspekty ludzkiego życia, zachowanie się człowieka byłoby chaotycznym zlepkiem bezcelowych działań i emocjonalnych wybuchów”[8]. Uporządkowanie i zamknięcie wszystkiego w znaku dostępnym dla każdego, stworzenie pewnego kodu, który byłby zrozumiały i rozpoznawalny przez pojedynczego członka danej społeczności tak, by po odczytaniu jego móc powiedzieć: „tak, ja to rozumiem, czuję, to jest moje, z tym się identyfikuję”. Byłaby więc kultura zwierciadłem, w którym rozpoznajemy swą grupową tożsamość, unikając niebezpieczeństwa „nowoczesnej wieży Babel”[9]. Dla Henryka Elzenberga kultura staje się natomiast miejscem nacechowanym aksjologicznie, gdzie takie wartości jak bezinteresowność, piękno, przyjaźń odgrywają rolę spajającą życie społeczne[10]. M. A. Krąpiec[11] upatruje w kulturze dopełnienie samego człowieka, ponieważ urzeczywistnienie nas samych musi odbywać się w zgodzie z naszą naturą, a ta w sposób niewymuszony dąży do prawdy, dobra i piękna. Dlatego to, co czynimy powinno być podporządkowane owym wartościom Przywołani badacze definiują fenomen kultury, odwołując się do rozstzrygnięć dostępnych na płaszczyźnie filozoficznej. Teoretycznie przedstawiane przez nich rozwiązania powinny dostarczać rozstrzygnięć ostatecznych - koniecznościowych - interesującego nas zagadnienia. I tak się w zasadzie dzieje. Ich prace, a dokładniej przedstawiane idee, odziaływują na sposób ujmowania przez człowieka otaczającego świata. One też dostarczają mu niezbędnych pojęć do zrozumienia siebie oraz swojego miejsca w określonej wspónocie. Bardzo interesującą propozycję łączącą owoce dociekań filozoficznych z metodologią historyczną zawdzięczamy Feliksowi Konecznemu[12]. Według niego, każdą grupę etniczną, narodową można przyporządkować jednemu z kilku wyodrębnionych przez niego modeli cywilizacyjnych. Różnice zachodzące między nimi dotyczą kilku podstawowych wyznaczników, są nimi: stosunek do własności, prawo dziedziczenia, etyka, sposób sprawowania rządów, ustalania norm oraz stosunek do samego człowieka. Uogólniając, można powiedzieć, że kultura jakiegoś narodu jest sumą tych wszystkich czynników, dzięki którym i poprzez które dana wspólnota jest tą właśnie wspólnotą, a nie inną. Dobitnie powie o tym Bocheński: „naród to taka grupa ludzi, których łączy z jednej strony wspólna rasa psychiczna, wspólne cechy charakteru i obyczaj oparty na wspólnych przeżyciach i wspomnieniach historycznych, z drugiej strony zaś wspólny cel: praca nad rozbudową, kultywowaniem, obroną i rozpowszechnianiem wspólnych wartości duchowych, owej specyficznej kultury narodowej, która naród określa i dla której naród żyje. Podkreślam, że chodzi o wartości duchowe (...)”[13]. Spostrzeżenia te współgrają z obserwacjami współczesnych socjologów, którzy zwracają raczej uwagę na stronę formalną powstawania i funkcjonowania wszelkich grup społecznych, zarówno tych małych (stowarzyszeń, sekt, grup nieformalnych itp.), jak i tych tworzących narody[14]. Podkreślają oni trudności w relacjach miedzy nimi, przybierające często formę ostrych konfliktów[15]. Tak się dzieje w większości państw. W Stanach Zjednoczonych narasta napięcie między społecznością czarną (w języku politycznej poprawności należałoby raczej użyć określenia „afroamerykanie”) a białą[16]. Pomimo podejmowanych prób integracji ciągle pogłębia się między tymi społecznościami obcość przeradzająca się we wrogość. Według Allana Blooma związane jest to z błędną koncepcją pomocy „społecznie upośledzonym czarnym”[17], efekt tych działań, jak możemy się domyślać, był inny niż zamierzano osiągnąć[18].Ciągłe ustępstwa wobec „skrzywdzonych przez bezduszne społeczeństwo białych” doprowadziło do sytuacji, w której „kursy kultury murzyńskiej poniosły porażkę”[19].

 

Powróćmy jednak do głównego nurtu naszych rozważań. Amerykanie mają bardzo silne poczucie misji we współczesnym świecie, oznacza to, że wartości i prawa organizujące ich życie są traktowane jako coś dobrego, czy wręcz doskonałego, coś, co warte jest jak najszerszego rozpropagowania. Zakłada to oczywiście pełną identyfikacje obywateli z kulturą. Jak nośne i ekspansywne jest to zjawisko świadczy tak zwana „amerykanizacja życia” postępująca niemal na całym świecie[20]. Jaka jest więc zależność między identyfikacją grupową (narodową czy etniczną) a kompetencjami kulturowymi osób ją tworzących? Będzie to zależało od wrażliwości każdego człowieka i nie chodzi li tylko o bliżej nieokreślony stan naszych uczuć. Przez wrażliwość rozumiałbym także nasze możliwości intelektualne, zdolne dostrzec i zrozumieć to, co wcześniej określiliśmy terminem „kultura”. Świadome uczestnictwo w konkretnej społeczności narodowej (etnicznej) dostępne jest niewielu, podkreślam słowo świadome. Większość osób czuje się częścią większej całości, choć na przykład, jak wskazują badania opinii publicznej, znajomość historii, obyczajów, itp. stoi na żenująco niskim poziomie[21]. Osoby te zapytane, kim są z pewnością odpowiedziałyby jednak: Polakiem, Amerykaninem, Anglikiem. I wbrew temu, co twierdzą niektórzy, że istnienie narodowości i przyznawanie się do niej jest anachronizmem, faktem pozostaje, że tak po prostu jest. „(...) zdrowy rozsądek nie pozwala nam wątpić, iż z przymiotnikami „amerykański”, „francuski”, „włoski”, „niemiecki”, „grecki” wiążą się określone zespoły cech intelektualnych i zachowaniowych, wyraźniejsze niż z przymiotnikami „nordycki” czy śródziemnomorski”[22] i to właśnie stanowi o tożsamości narodów. Dodam także, że rzeczą idealną byłoby powiązanie ze sobą prawdziwego uczestnictwa w kulturze z budowaniem życia wspólnoty, oczywiście, jak wcześniej zauważyłem, zależności te nie zawsze są czymś oczywistym i prostym – casus Miłosza – raczej przybierają postać bardziej skomplikowaną – charakterystyczną dla każdej wspólnoty.

 

Przypisy

[1] Zob. J. Trznadel, Polski Hamlet, Komorów 1995, s. 287-304.

[2] Cz. Miłosz, Widzenia nad Zatoką San Francisco, Kraków 1989, s. 33.

[3] Op. cit., s. 35.

[4] Op. cit., s. 34.

[5] Op. cit., s. 187

[6] Op. cit. s. 189. Ciekawe spostrzeżenia na temat różnić kulturowo-religijnych odnajdujemy u Rene Dubosa, według niego „mieszkańcy Ameryki Północnej to <dzieci Lutra i rewolucji przemysłowej>. Dlatego tak swobodnie oddychają czystą atmosferą przyszłości”. – zob. R. Dubos, Pochwała różnorodności, Warszawa 1986, s. 104. O wpływie reformacji na osiągnięcia ekonomii zob. M. Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, Lublin 1994.

[7] R. Dubos, op. cit., s. 105.

[8] Op. cit., s. 93.

[9] S. Swieżwawski, Dobro i tajemnica, Warszawa 1995, s.24-28.

[10] H. Elzenberg, Aksjologiczne pojecie sensu, w: H. Elzenberg, Z filozofii kultury, Kraków 1991, s. 338-353.

[11] Zob. M.A.Krąpiec, Człowiek w kulturze, Warszawa 1996. M.A.Krąpiec, U podstaw rozumienia kultury, Lublin 1991.

[12] Fundamentalną pracą Konecznego jest książka pt. „Prawa dziejowe”, Londyn 1982. Dobrze się stało, że dorobek naukowy tego historyka zostaje włączony do obiegu życia intelektualnego w Polsce. Wprowadzone przez niego kategorie i szczegółowe analizy poszczególnych formacji cywilizacyjnych rzucają inne, nieraz nieoczekiwane, światło na zdawałoby się irracjonalne erupcje barbarzyństwa w XX wieku – zob. np. pracę P. Skibińskiego, Bizancjum na Zachodzie, Niemcy w historiozofii Feliksa Konecznego, w: „Fronda”, nr 17/18.

[13] J. M. Bocheński, Szkice, Komorów 1991, s. 29. „Współczesna wiedza historyczna potwierdza, że grupy ludzi, których przypadki dziejowe zmusiły do zamieszkania razem na jednym kawałku ziemi, wytwarzają zazwyczaj zespół wspólnych idei, wartości i przekonań, który staje się stopniowo ich ideałem i przewodnikiem”. - zob. też R. Dubosa, op. cit., s. 98.

[14] Zob. S. Mika, Wstęp do psychologii społecznej, Warszawa 1972, s. 170-176.

[15] T. M. Newcomb, R. H. Turner, P. E. Converse, Psychologia społeczna, Studium interakcji ludzkich, Warszawa 1970, s. 451 – 470.

[16] Op. cit., s. 463-470.

[17] A. Bloom, Umysł zamknięty, O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów, Kraków 1997, s. 109.

[19] Op. cit. s.111.

[20] Zob. książkę Ritzer George, Mcdonaldyzacja społeczeństwa, przełożył Sławomir Magala, Warszawa 1997. Według autora tej pracy zagrożenia dotyczą bezkrytycznego przyjęcia „matematycznych zasad” kierujących wszystkim. Zaliczyć do nich możemy m. in. „efektywność, kalkulacyjność (wszystko można sprowadzić do liczb), przewidywalność i efektywność, które umożliwiają panowanie” – s. 48. W nurt krytyki współczesnej cywilizacji, choć nie tak radykalny, wpisuje się L. Kołakowski tekstem „Cywilizacja na ławie oskarżonych”, w: „Cywilizacja na ławie oskarżonych”, Warszawa 1990.

[21] Ostatnie badania dotyczyły daty 13 XII 1981. Większość osób młodych nie potrafiła poprawnie odpowiedzieć, co się z nią wiąże.

[22] R. Dubos, op. cit., s. 97.

Kategoria