Przejdź do treści

Od momentu, kiedy człowiek jako istota myśląca wyodrębnił się z całości świata przyrodniczego, zagadnienie śmierci stało się przedmiotem rozważań we wszystkich systemach filozoficznych i religijnych. „Żadna istota, prócz człowieka – mówił A. Schopenhauer – nie dziwi się swemu istnieniu. Ale między ludźmi jest wielu nie dziwiących się, którym przyroda nie daje nic do myślenia” (”O wolności ludzkiej woli”). „Kto nie zna celu swego istnienia ten nie wie ani kim jest sam, ani czym jest świat” – pisał Marek Aureliusz. Odwieczny problem egzystencji ludzkiej – śmierci i nieśmiertelności – nie stracił znaczenia po dzień dzisiejszy. Śmierć człowieka – fakt choć nieunikniony, a jednak rodzący bunt w umyśle ludzkim, nie jest zatem czymś wyjątkowym w przyrodzie. Umiera –prędzej lub później – wszystko co żyje. Nie było to jednak nigdy dla nikogo pociechą. Sprawa śmierci – to jedno z zagadnień, nad których wyjaśnieniem głowi się człowiek od dawna. Zagadnienie to nasuwa wiele pytań... Co to jest śmierć? Czy naprawdę wszystko co żyje, umiera? Po co istnieje śmierć? Czy można jej uniknąć? Dlaczego człowiek, najdoskonalsza żywa istota, żyje krócej niż wiele innych organizmów? Oto pytania, na które człowiek usiłuje odpowiedzieć poprzez właśnie z jednej strony różne religie i systemy filozoficzne, z drugiej strony zaś nauki przyrodnicze (przede wszystkim biologia, czyli nauka o życiu).

Zjawisko śmierci tak ściśle łączy się ze zjawiskiem życia, że nauka, która o życiu mówi musi poruszyć również i zagadnienie śmierci. Ażeby zrozumieć procesy rozwojowe jakie zachodzą w żywych organizmach, trzeba dostrzegać walkę między tym co obumiera, a tym co się rodzi, między tym, co się przeżywa, a tym, co się rozwija, a jednocześnie ścisłą łączność jaka między tymi zjawiskami zachodzi, gdyż w przyrodzie nie ma zjawisk izolowanych i niezależnych. „Życie polega przede wszystkim na tym właśnie, że dana istota jest w każdej chwili ta sama, a jednak inna. Życie jest to więc także sprzeczność tkwiąca obiektywnie w samych rzeczach i procesach, nieustannie się wyłaniająca i rozwiązująca; a gdy tylko ustaje sprzeczność, ustaje także życie, następuje śmierć”(Fryderyk Engels, „Anty-duhring”). Dlatego też, aby odpowiedzieć na pytanie, co to jest śmierć, trzeba się przede wszystkim zastanowić nad tym, co to jest życie? Na czym polegają objawy życia, występujące powszechnie u wszystkich organizmów? Wiadomo, że każda żywa istota musi pobierać pokarm, oddychać i wydalać. Żywy organizm, którego podstawowym budulcem są specyficzne związki chemiczne tzw. ciała białkowe, pobiera z otoczenia potrzebne mu substancje, przyswaja je i buduje z nich własne nowe komórki; jednocześnie stare i zużyte komórki ciała obumierają i są usuwane. Z chwilą gdy przyjmowanie pokarmów i wydalanie niestrawionych lub strawionych i zużytych substancji ustaje, znaczy to, że przestaje również istnieć samo ciało białkowe; następuje jego rozkład, czyli śmierć. Ogólnie rzecz biorąc można stwierdzić, że życie jest związane z istnieniem ciał białkowych; gdziekolwiek jest białko, nie będące w stanie rozkładu, tam zawsze występują objawy życia - czyli odbywa się nieustanna przemiana materii. Przemiana materii polega więc na zdolności materii ożywionej do samorozpadu i samoodtwarzania się: w ciałach istot żywych stale coś powstaje – rodzi się – i coś zanika – umiera. Życie zatem to nieustanna walka przeciwieństw, walka samoodnawiania się z samorozpadem. Dopóki samoodnawianie się góruje nad samorozpadem lub jest mu równe – życie trwa, z chwilą gdy – samorozpad ostatecznie przeważy – następuje śmierć: przemiana materii ustaje i zaczyna się rozkład martwego już ciała. Zjawiska takie zachodzą stale w życiu każdego człowieka. W pierwszym okresie życia – okresie rozwoju – więcej się w organizmie buduje niż zużywa i to powoduje jego wzrost i rozwój. Organizm człowieka, który się już przestał rozwijać – a więc między 30 a 50 rokiem życia – buduje mniej więcej tyle samo nowego, ile starego ulega zużyciu. Ten stan równowagi nie jest trwały: z czasem człowiek nie może już nadążyć z uzupełnieniem strat. Wtedy przychodzi starość. W ciele człowieka mniej się tworzy a więcej zużywa. Życie ludzkie w tym czasie przerywa zwykle jakaś choroba. Tak więc z punktu widzenia biologii śmierć jest naturalnym zjawiskiem, ściśle związanym z samą istotą życia; wynika ona z samego życia, z jego przebiegu. Jeżeli coś żyje – musi się zmieniać w taki sposób, że zmiany w ostatecznym wyniku doprowadzają do śmierci. Zatem śmierć wynikająca z samego życia jest po prostu koniecznością.

W tym miejscu należy zadąć sobie pytanie jak przebiega proces umierania? Kiedy, w jakim momencie zaczyna się umieranie? W którym momencie człowiek jeszcze żyje, a w którym należy uważać go już za umarłego? Z lekarskiego punktu widzenia śmierć człowieka zaczyna się zwykle od ustania czynności serca, mózgu i płuc. Te narządy umierają najwcześniej; toteż lekarze nazywają je często „przedsionkami śmierci”. Wydawać się może, że można ściśle określić w jakiej godzinie i minucie nastąpił zgon. A jednak w rzeczywistości tak nie jest. Lekarz stwierdza wprawdzie moment zgonu, ale naprawdę stwierdza on tylko, że w danej chwili pacjent przestał oddychać i ustało bicie jego serca. Czy także inne narządy jego ciała przestały w tym czasie pracować, czy również umarły, tego lekarz nie bada i nie jest mu to rzeczywiście potrzebne. Określa on tylko moment tak zwanej śmierci klinicznej, czyli moment ustania pracy serca i płuc. Nie każde jednak zatrzymanie czynności serca czy oddychania musi być traktowane jako śmierć kliniczna. Czyli o początku umierania nie można mówić wtedy, kiedy lekarzowi, jego wiedzy i jego sztuce, udaje się przywrócić wydolność układu. Początkiem umierania jest więc moment, gdy zawodzą lekarskie sposoby opanowania niedomóg podstawowych czynności fizjologicznych.

Zazwyczaj najpierw zatrzymuje się oddech, później ustaje bicie serca. W ślad za tym następuje zahamowanie czynności mózgu i konający traci przytomność. Następnie ustaje praca wątroby, przewodu pokarmowego i narządów zmysłu. Wszystkie te zjawiska odbywają się kolejno, jedno po drugim, a nie jednocześnie. Nawet zmysły człowieka nie zostają „wyłączone” równocześnie: umierający, na którego już nie działa światło jeszcze reaguje na dźwięki. Podobnie komórki naszego ciała nie zamierają jednocześnie. Powszechnie znany jest fakt, że u trupów rosną przez pewien czas po śmierci włosy i paznokcie. Nie od razu także umierają mięśnie. Zesztywnienie zwłok, czyli ostatni skurcz żywego mięśnia następuje dopiero po upływie dwóch do czterech godzin od momentu śmierci. Jednakże skurcz ten następuje powoli i w ściśle określonym porządku. Najpierw tężeje twarz i szyja, później ręce i tułów, a na końcu nogi. Wynika z tego jednoznacznie, że śmierć człowieka nie jest związana z jednoczesną śmiercią całego jego organizmu. Podczas gdy człowiek jest już tylko trupem poszczególne komórki jego organizmu jeszcze przez jakiś czas żyją.

Wiadomo już zatem jaki jest przebieg śmierci, jak również, że śmierć nie jest czymś sprzecznym z życiem. Najważniejszym zaś wnioskiem jest stwierdzenie, że śmierć jest powszechnym prawem przyrody. Postaram się teraz odpowiedzieć na pytanie jak do śmierci odnosi się człowiek.

Śmierć jest faktem, a jednak nie mieści się w koncepcjach współczesnego człowieka. Jednakże postęp cywilizacyjny, obfitość dóbr materialnych, czasu wolnego, rozrywek masowych nie zatarły tych niepokojów, jakie ludzkość od wieków przeżywała w obliczu konieczności śmierci. Zostaje niepokój, lęk, bezsilność wobec śmierci, którą ludzie próbują wyprzeć ze swojej świadomości. Unikanie myśli o śmierci nie czyni nas jednak nieśmiertelnymi. Kto nie myśli o swojej śmierci, ten oszukuje sam siebie, bowiem każdy, kto się urodził, musi kiedyś umrzeć. Człowiek poczytuje śmierć za największe zło, podczas gdy ów lęk rodzi się z obawy przed nią. Nie należy lękać się śmierci, albowiem jest ona faktem nieuchronnym. Odwracanie się od tego, co nam grozi, naraża nas na tym większe niebezpieczeństwo. To, od czego uciekamy, i tak biegnie wraz z nami. Niewielu można spotkać ludzi, którzy by w większym czy mniejszym stopniu nie przeżywali uczucia strachu na myśl o śmierci. Myśl o śmierci przeraża człowieka młodego, a wzmaga żal i smutek niedołężnej starości. Nawet człowiek chory, pogrążony w niedoli rzadko ma odwagę szukać ucieczki w śmierci, którą powinien przecież uważać za kres swych cierpień. Śmierć mimo swojej naturalności sprzeczna jest z wrodzonym popędem życia. Człowiek raz do życia powołany, nie może się oswoić z myślą o zagładzie i zniszczeniu, pragnie istnieć. Myśl tę w sposób poetycki wyraził Bolesław Leśmian w wierszu zatytułowanym „W słońcu”:

„Trzeba mi grodzić sad,

Trzeba mi zboże młócić!

Przyszedłem na ten świat.

I nie chcę go porzucić!”

Czas życia ludzie uważają jeszcze za niewystarczający, od wieków najdawniejszych myślą o jego przedłużeniu o ile tylko można. W starożytności Hipokrates i Arystoteles uważali, że życie ludzkie jest zbyt krótkie, a Teofrast, chociaż zmarł w stosunkowo późnym wieku(około 75 roku życia), uskarżał się przed śmiercią, że: „przyroda dała jeleniom i srokom życie tak długie i tak bezużyteczne, podczas gdy człowiekowi udzieliła życia często bardziej krótkotrwałego”. Rozum ludzki okazuje się zwykle zbyt słabym środkiem pomocy w przekonywaniu nas o tym, że śmierć jest koniecznością przyrodniczą. Przeciwnie, zamiast pomóc zawodzi człowieka w tym wypadku, ponieważ zamiast uwolnić go od obawy przed śmiercią, stawia mu przed oczami wszystkie jej okropności. Jedynie człowiek wie, że musi umrzeć, a świadomość ta to cena, jaką płacimy za to, że jesteśmy ludźmi. Człowiek usiłuje przezwyciężyć głęboką sprzeczność między faktem, że będąc istotą myślącą wyrasta ponad naturę, a jako istota fizyczna podlega zagładzie. Szuka wyjścia z tej antynomii w rozlicznych koncepcjach filozoficznych i religijnych. Człowiek nie chce się pogodzić z faktem śmierci. Każdy wie wprawdzie, że „śmierć wieńczy życie”, i że jest nieunikniona. Ale człowiek jest „irracjonalny”. Jeżeli świadomość godzi się z koniecznością śmierci jako faktem nieuniknionym, którego odmienić nie może, to pokłady uczuć burzą się przeciw śmierci. Wielka i nie przeparta jest chęć życia. Toteż ludzie po wszystkie czasy broniąc się przed śmiercią próbowali różnych środków do przedłużania życia. Znane są też praktyki ludów wschodnich(które przeniknęły również do Europy) prowadzące do przedłużenia życia.

Od kilkuset lat śmierć wyobrażana jest jako szkielet z kosą niesioną na ramieniu. Tak więc szkielet ludzki albo sama czaszka z dwiema skrzyżowanymi piszczelami stały się symbolami śmierci. Barwą śmierci jest czerń. Inną personifikacją śmierci bywa wysmukła postać kobieca w powłóczystych szatach(całunie) i z zakrytą twarzą.

Śmierć jest więc „królową przerażenia”. Jeśli nas przeraża śmierć, w jaki sposób możemy przejść choć jeden krok bez drżenia przed nią. Montaigne mówił, że lekarstwem dla ludzi przeciętnych jest nie myśleć o niej, ale „jakaż głupota, jakaż tępość może sprowadzić tak grube zaślepienie? Wystarczy jeno nazwać śmierć, aby tych ludzi przerazić, większość odżegnuje się, jakby na imię diabła”. Jednakże obawa przed śmiercią jest czymś naturalnym. W każdym z nas drzemie myśl o nieśmiertelności. Jest ona tylko bardziej lub mniej ukryta, oscyluje pomiędzy wyraźnym pragnieniem a przytłumioną przez świadomość tęsknotą, nigdy jednakże nie daje się wyrugować całkowicie i na zawsze z naszego przeżywania świata i siebie. Człowiek jest jedyną istotą na świecie, która nie tylko po prostu umiera, ale która wie o tym, że umiera i dlatego może zająć jakąś postawę wobec śmierci. Człowiek może się starać nie myśleć o śmierci, może śmierci wybiegać naprzeciw, może nadawać jej wybrane znaczenie, może wreszcie dokonywać „metafizycznego rozstrzygnięcia”, tego co go czeka po śmierci. Metafizycznemu rozstrzygnięciu nigdy na ogół nie przysługuje absolutna pewność, stąd nawet dla ludzi przeświadczonych o nieśmiertelności śmierć jest pełna tragizmu i grozy. Paul Houlbach(filozof francuskiego oświecenia) nawiązując do myśli wypowiedzianych przez Senekę zauważył, że do wzmocnienia niepokojów przyczyniają się, poza wielu innymi, przynajmniej dwa powody: pierwszy to świadomość, że śmierć, której towarzyszą zazwyczaj cierpienia, wydziera miłe nam istnienie; po drugie, niepewność tego co nastąpi potem. Bacon twierdzi, że ludzie obawiają się śmierci dla tej samej przyczyny, dla której dzieci obawiają się ciemności. Z natury człowiek lęka się wszystkiego, czego nie zna; chce wiedzieć, aby móc zabezpieczyć przed tym, co mu zagraża. Holbach twierdził, że człowiek dlatego tylko lęka się śmierci, ponieważ nie potrafi wytworzyć jej prawdziwej idei. Człowiekowi wydaje się, że gdy przestanie istnieć, nadal będzie posiadał czucie i świadomość tego, co obecnie wydaje się mu tak ponure i smutne. Natomiast Lukrecjusz mówił, że ludzie na czyimś pogrzebie opłakują własną śmierć. Dla wielu ludzi problem śmierci nie staje się bodźcem do rozmyślań nad sensem życia, lecz źródłem depresji i pesymizmu. Znamienny jest pełen pesymizmu okrzyk Eklezjasty: „marność nad marnościami i wszystko to marność”. Salomon, którego uważa się za autora tego przekazu, twierdził, iż nienawidzi życia dlatego, że nie ma ono żadnego sensu i znaczenia. Teognis z Megary(VI w. p.n.e.) wołał w patetycznym uniesieniu: „Dla mieszkańca ziemi najlepszą rzeczą jest wcale się nie rodzić i nie oglądać jasnego słońca, a skoro już się narodził, przekroczyć co prędzej bramy niewidzialnego i spocząć pod ziemią ”. Budda podniósł pesymizm do rangi doktryny. Dla niego całe życie jest cierpieniem: urodzenie, starość, choroba, związek z tym, czego się nie kocha też jest cierpieniem, również niespełnienie pragnień jest cierpieniem, krótko mówiąc, wszelkie przywiązanie do rzeczy ziemskich jest cierpieniem. W trzecim stuleciu przed naszą erą powstała pesymistyczna filozofia Hegezjasza. Według niego ogół nieprzyjemności przeważa sumę przyjemności tak, iż szczęście jest nieosiągalne, a właściwie nie istnieje wcale. Zatem jest rzeczą zupełnie bezużyteczną poszukiwanie przyjemności i szczęścia, którego nie ma. Jedynym lekarstwem na ludzkie nieszczęścia jest wyzbycie się pożądań i obojętność na wszystko. Życie nie jest więcej warte od śmierci, dlatego często korzystniej jest zakończyć swe istnienie samobójstwem.

Pesymizm potęguje się i rozszerza w czasach nowożytnych. Według Woltera „człowiek żyje wśród katastrof. Patrzy, jak ludzie padają na prawo i lewo, niczym w ciżbie krwawej potyczki. Wkrótce sam otrzymuje cios śmiertelny, bezużytecznie wpierw sterawszy życie”. „Wszyscy jesteśmy skazani na śmierć. Jak barany beczące, igrające skacząc w oczekiwaniu na zarżnięcie. Zwierzęta mają jednak nad nami tę przewagę, że nie wiedzą, iż czeka je śmierć. My jesteśmy tego całkowicie świadomi” – pisał w „Lettres”. Nieznany i niepojęty jest dla Woltera bieg i ostateczny cel ludzkiego życia. Znane są również pesymistyczne poglądy na życie, wypowiadane przez poetę angielskiego G. Byrona. Jak również istniała cała plejada niemieckich poetów opiewających „ból wszechświata”(Weltschmerz), wśród których w sposób szczególny wyróżnił się Heinrich Heine. Nie brak pesymizmu również w poezji rosyjskiej. Oto jak A. Puszkin wypowiadał swe pesymistyczne poglądy na życie: „życie, darze bezużyteczny i przypadkowy, po co cię otrzymałem? I dlaczego los fatalny z góry przeznacza mnie na śmierć? Jaka wroga moc wyciągnęła mnie z nicości, napełniła namiętnościami moją duszę, myśl moją natchnęła zwątpieniem? Przede mną nie ma nadal żadnego cel... Moje serce jest próżne i próżnym jest mój umysł... a życie w swym ruchu jednostajnym napełnia mnie pewnym smutkiem”.

Inny filozof francuski Hipolit Teine mawiał, iż uczy się umierać patrząc na drzewa, które obnażają się nie buntując się przeciw śmierci. Taine uznał, że jedynym godnym mędrca stanowiskiem wobec niezbadanych praw natury jest rezygnacja, zamknięcie się w sobie i oddanie się kontemplacji.

Skargi na krótkość życia ludzkiego, niesprawiedliwość śmierci, to temat przewijający się w jeremiadach wszystkich apostołów pesymizmu. Powstaje pytanie, gdzie tkwi źródło wewnętrznej melancholii i traktowania życia jako wielkiego nieszczęścia, od którego należałoby się jak najszybciej uwolnić? Myślę, że przyczyną formowania się pesymistycznego spojrzenia na świat jest świadomość krótkości życia ludzkiego i wizja unicestwiającej śmierci. Myślący człowiek nie może się pogodzić z faktem, że istota ludzka, wyniesiona do niebywałych wyżyn mocą swego myślenia abstrakcyjnego, ulega ostatecznie unicestwieniu podobnie jak nierozumne zwierzę. Słowa pesymistów to nie tylko skarga, ale wręcz beznadziejny bunt skierowany przeciwko „złej” naturze i odwiecznym prawom, bunt przeciwko naturze głuchej na błagalne wołania istoty ludzkiej broniącej się przed zagładą.

Z drugiej strony inni wybitni przedstawiciele ludzkości niejednokrotnie występowali przeciwko lękowi przed śmiercią. Sokrates skazany przez sędziów ateńskich na śmierć wyszedł jej na spotkania z filozoficznym spokojem. „Obawiać się śmierci – powiedział – oznacza wyobrażać siebie mądrym, nie będąc nim”. W swej obronie wygłoszonej przed trybunałem sędziowskim dowodził filozoficznie że śmierć nie jest nieszczęściem, albowiem „umrzeć to jedno z dwojga, albo stać się niczym i nie posiadać po śmierci żadnej o niczym świadomości, albo też zgodnie z tym, co ludzie mówią, śmierć sprowadza jakąś dla duszy przemianę, jest przesiedleniem się z tego tu miejsca na inne. Jeśli to jest zupełne znieczulenie, coś podobnego do snu, podczas którego śpiącemu nie roi się nawet żadne marzenie senne, to śmierć cudną byłaby wygraną. W takim razie cała wieczność okazuje się tylko jedną nocą. Jeśli zaś przeciwnie – śmierć jest nie jako wędrówką stąd do innego miejsca, jeśli prawdą jest to, co mówią podania, że tam przebywają wszyscy zmarli, cóż nad to większym może być szczęściem”. Epikur jeszcze dosadniej wykazał bezpodstawność obawy przed śmiercią. Śmierć nie dotyka nas wcale, ponieważ „póki jesteśmy, nie ma śmierci, a odkąd jest śmierć, nie ma nas”. Jeśli przed urodzeniem istnienie nie miało dla nas żadnego znaczenia to i nie będzie go mieć po śmierci. Podobne postulaty głosił Seneka. „Śmierć to niebyt” – napisał Seneka w „Listach moralnych”. Po nas będzie to, co było przed nami. „Jeśli po śmierci jest jakowaś męka, to nieuchronnie musiała być ona także przed naszym przyjściem na świat. A wszak nie czuliśmy wtedy żadnej udręki. Błąd nasz polega na tym, iż przyjmujemy jakoby śmierć szła poza nami, podczas gdy ona zarówno poprzedzała nas, jak i będzie kroczyła za nami. Co to bowiem z różnica, czyś nie zaczął istnieć, czy już przestał, skoro skutkiem jednego i drugiego jest to samo: niebyt”.

I ja uważam, że trzeba się pogodzić z nieuchronnością śmierci, gdyż wiemy, że cokolwiek byśmy zrobili i tak ona musi nadejść. Śmierć jest prawem ogólnym i nieuchronnym, jednakowym dla wszystkich ludzi, a więc sprawiedliwym. Śmierć nie jest jednak końcem ostatecznym. Nic w świecie nie ginie. Kończy się, ale nie ginie. Każdy człowiek powinien rozmyślać o życiu i śmierci nie po to, aby podsycać swe obawy i melancholię, lecz po to, by przyzwyczaić się do patrzenia ze spokojem i pogodnym czołem w twarz temu, co dokonuje się zgodnie z odwiecznymi prawami natury. Nasz własny interes wymaga, abyśmy ciągłymi obawami nie zatruwali życia, które nie może mieć dla nas uroku, jeśli ze strachem będziemy zawsze myśleli o jego kresie. Bezsensem jest zamykać oczy i uszy na to, o czym, wszyscy wiedzą, że nas spotkać musi. Myśl o śmierci nie może nam zasłaniać radości i chęci życia. Należy się w życiu liczyć ze śmiercią jako faktem koniecznym, a wtedy utraci ona znamiona okropności. Wszystko, co ziemskie, jest ograniczone, posiada początek i koniec. Dlatego każda chwila jest tak ważna, albowiem zjawia się tylko raz i więcej już nie powróci. Dlatego nasze działania są pełne wartości, gdyż są jednorazowe. Dlatego całe nasze życie nabiera takiej ważności i znaczenia ponieważ jest nie powtarzalne. Sens naszego istnienia na tle oczekującej w cieniu śmierci nabiera powagi, głębi i piękna. F. Schiller powiedział: „coś, co jest tak powszechne jak śmierć, musi być dobrodziejstwem”. I tak w istocie jest. Właśnie śmierć uczy nas rozumieć i cenić życie, nakreślają jego sens. Jeśli zdamy sobie sprawę jak płynne i niepewne jest nasze życie, wtedy musimy dojść do przekonania by: „działać, jak długo trwa dzień”. W naszym życiu nie może być żadnej straconej chwili, żadnej pustej, nie zapisanej kartki. Każdą przeżytą chwilę powinniśmy wypełnić treścią. Wydobyć i rozwinąć wszystko co według zdolności i sił zawarte jest w nas. Nie odkładać niczego, aby nagła śmierć nie powiedziała nam „Za późno!”. Śmierć lepiej niż jakakolwiek nauka potrafi nas nauczyć, czym właściwie jest życie i czym być powinno, czego należy od życia wymagać, jakie są najistotniejsze zadania, które rozumny człowiek powinien realizować w życiu. Błędem jest traktowanie nieuchronności śmierci jako czynnika osłabiającego nasze siły życiowe, radość życia. Goethe powiedział: „śmierć jest środkiem w rękach natury, aby posiadać jak najwięcej życia”, aby obudzić w człowieku jak najwięcej chęci do życia. Więcej sił do działania, więcej wolności w stosunku do rzeczy ziemskich, więcej zwycięstwa w walce ze złem w nas i obok nas, więcej miłości i przyjaźni do ludzi. Tylko takie rozumowanie, może być przezwyciężeniem śmierci w walce. Tylko w ten sposób zdołamy przemienić strach przed śmiercią w zwycięstwo nad nią i uzyskać nieśmiertelność.

Wiele doktryn religijnych poświęca śmierci bardzo dużo miejsca. W tym katolicyzm szczególnie stara się nieść człowiekowi pociechę w najcięższych chwilach istnienia. Niesie w jakimś najogólniejszym sensie pocieszenie obiecując ludziom nieśmiertelność w życiu pozagrobowym. Wiara często wzmacnia czy uspokaja człowieka w obliczu śmierci. I tu chyba leży największa siła katolicyzmu, ponieważ niełatwo można cokolwiek przeciwstawić religijnym pociechom i nadziejom. Dla chrześcijanina sama śmierć staje się wyższym rodzajem narodzin: „jeśli istnieje życie będące w istocie śmiercią, istnieje śmierć będąca w rzeczywistości życiem”(Św. Augustyn „Wyznania”). W Bogu jedynie wierzący chrześcijanin znajdzie życie prawdziwe i wieczne, jeśli swym postępowaniem w ziemskiej wędrówce na nie zasłuży. Idea życia pozagrobowego tylko w części zmniejsza strach przed śmiercią. Rzeczywistość i teraźniejszość mają silniejszą wymowę aniżeli najpiękniejsze obietnice życia przyszłego, widziane zawsze przez mgłę niepewności. Wbrew przeświadczeniu o wiecznej szczęśliwości, te błogie nadzieje nie przeszkadzają nawet najbardziej religijnym ludziom obawiać się i drżeć na myśl o śmierci.

Dążenie człowieka do osiągnięcia nieśmiertelności objawia się również w próbach zaspokojenia potrzeby „zostawienia po sobie śladu”, a więc potrzeby obecności dla innych rozciągającej się poza granice przeżywania przez niego samego faktu tej obecności. Pojawia się tu więc horacjański motyw „non omnis moriar” (nie wszystek umrę). Na miejsce nieśmiertelności eschatologicznej wprowadza się nieśmiertelność pamięci i ducha. Jest ona nieporównanie doskonalsza od utopijnej nieśmiertelności ciała i duszy – bowiem jest ona w odpowiednich warunkach realna. Śmierć nie jest wtedy kresem naszego istnienia, bo zawsze będziemy istnieć w wynikach pracy, w następnych pokoleniach, w pamięci ludzi. Nie wiara w nieśmiertelność duszy stwarza człowiekowi wizję osobistej nieśmiertelności lecz aktywne uczestnictwo w otaczającym go życiu, radość z wolnych, a twórczych wysiłków zmierzających do możliwie najlepszego ukształtowania świata ludzkiego. Nieśmiertelność pamięci i ducha, istnienie wieczne, zachowuje się w dokonanych czynach. Nieśmiertelność jednostki w takim społecznym sensie jest osiągalna. Ludzie o wybitnych zdolnościach mający osiągnięcia w dziedzinie nauki, sztuki, jednostki, które wyciskają swe piętno na życiu przyszłych pokoleń, mają zapewnioną nieśmiertelność. W płodach i twórczej pracy, w odkryciach naukowych, konstrukcjach technicznych, przedłuża się ich istnienie. „Wszystko dowodzi w człowieku chęci przeżycia samego siebie. Piramidy, mauzolea, pomniki, epitafia – wszystko to wskazuje, że pragnie on przedłużyć swe istnienie poza grób. Nie są mu obojętne sądy potomności. Dla nich pisze uczony, dla zadziwienia jej monarcha wznosi wspaniałe budowle” – pisał Holbach. Działalność ludzi wybitnych jest siłą rzeczy bardziej zauważalna. Ale w całym życiu narodu twórcza praca bezimiennych ludzi też nie idzie na marne, lecz przyczynia się do utrwalenia jego bytu, do jego nieśmiertelności.

Przytoczyłem tu wiele wypowiedzi filozofów, pisarzy, prezentujących wręcz przeciwstawne stanowiska w kwestii życia i śmierci. Jedni z nich, zgodnie zresztą z ludzkim instynktem samozachowawczym, „nie mogą śmierci tak jak słońcu patrzeć prosto w oczy” – jak powiedział La Rochefoucauld. Wizja przyszłego fizycznego unicestwienia staje się źródłem melancholii i pesymizmu przejawiającego się w poglądach moralnych postawie i działalności ludzkiej. Druga kategoria ludzi powołując się na konieczne i odwieczne prawa natury, przyjmuje zjawisko śmierci jako fakt nieuchronny, traktując sprzeciw przeciw niemu jako bezsens i tchórzostwo. Nie można przyznać racji żadnemu z tych stanowisk. Nieroztropnością byłoby powszechne unikanie problematyki śmierci, z drugiej strony myśl ta nie powinna towarzyszyć nam we wszystkich poczynaniach dnia codziennego, bo można by traktować to jako chorobliwy stan psychiki ludzkiej. Niemniej problem śmierci jest faktem który trzeba wliczyć w życie, jak każdy inny fakt ludzkiego bytowania. Śmierć nie może wprowadzać nas w stan przygnębienia i depresji, ale winna być bodźcem do rozmyślań nad sensem życia.

 

Bibliografia

1. Andrzej Grębecki „Co to jest śmierć”

2. Tadeusz Kielanowski „Rozmyślania o przemijaniu”

3. Ladislaus Boros „Mysterium mortis”

4. John Bowker „Sens śmierci”

5. Christian Chabanis „Śmierć, kres czy początek?”

6. Billy Graham „Śmierć, a co dalej?”

7. Lyall Watson „Biologia śmierci”

8. JOSEPH RETZINGER „Eschatologia. Śmierć i życie wieczne ”

9. Philippe Aries „Człowiek i śmierć”

10. F. Bacon „Eseje”

11. S. Brzozowski „Hipolit Taine”

12. B. Suchodolski „Człowiek wobec śmierci”

13. A. Toynbee „Człowiek wobec śmierci”

Kategoria